Chce drugie dziecko ale...

Odkąd zaprzestałam karmienie piersią, chodzi za mną myśl o drugiej ciąży. "Mały, dobry duszek" szepcze mi do uszka o drugim dziecku. Pragnienie to nasila się zwykle gdy siedzę wieczorem sama w pustym, ciemnym pokoju, a z dala słyszę oddech moich chłopaków głęboko pogrążonych we śnie.
Brakuje mi drugiego dziecka w chwilach kiedy mój mały szkrab okazuje znudzenie, a ja nie mam zbytnio czasu żeby się z nim pobawić, bo obiad trzeba robić, po posprzątać trzeba, bo na zakupy trzeba jechać, bo jestem najzwyczajniej w świecie zmęczona i mam ochotę posiedzieć w spokoju w fotelu z książką, najlepiej romansem nasyconym erotyką.
Wyobrażam sobie jak mój synek bawi się z braciszkiem na dywanie, albo siostrzyczką.. pokazuje to co już sam umie, trzymają się za rączki, rozmawiają... i kłócą się i biją :D - bo nie może przecież być tylko idealnie :)
Ojjj bardzo chce być w ciąży... ojj bardzo chce porodu i trzymania w ramionach maleńkie dziecko, które ssie mą pierś co 2 godziny... chyba tęsknie za karmieniem piersią :)

Poruszyłam temat z moim mężem. Usłyszałam stanowcze: NIE. "Jak już, to nie ze mną". Teraz przy każdej najmniejszej sprzeczce, albo wybryku syna, słyszę "A ty jeszcze chcesz drugie!"
I zostałam sama z marzeniami, z pragnieniami...
Wiem, że i tak go przekonam, tak samo jak na pierwsze dziecko. Ale zastanawiam się czy warto. Jestem z niego dumna, dobrze sobie radzi jako ojciec, ale czasami widzę że jest mu z tym źle, że nie czuje się spełniony. Często narzeka, nawet na najmniejszy wybryk swojego syna - a przecież to tylko dziecko, nie będzie grzeczne, czyste a tym bardziej nie będzie słuchało za każdym razem jak mówisz "nie wolno".

Kiedyś powiedziałam "albo dwójka albo w ogóle" - nie chce by moje dziecko nie miało rodzeństwa. Moim zdaniem to świadome robienie własnemu dziecku krzywdy. Rozumiem, gdy ktoś nie może już mieć kolejnego dziecka z przyczyn biologicznych, ale już tłumaczenie się brakiem pieniędzy i środków jest dla mnie nie do pomyślenia. Dziecko kosztuje, owszem, szczególnie niania czy przedszkole. Ale moim zdaniem nie ma rzeczy niemożliwych.
Nie mając kredytu na mieszkanie też nie wyobrażałam sobie życia na kredyt. Za każdym razem jak liczyłam wydatki stwierdzałam, że będzie nam wiecznie brakować pieniędzy. I proszę.. mija kolejny rok kiedy spłacamy raty i dajemy radę. Nawet udało nam się oszczędzać :)
Mając więcej obowiązków, człowiek zaczyna poważniej traktować pracę i bardziej się do niej przykłada, dzięki czemu ma z czego żyć.

Jest obawa... ale życie bez dzieci nie ma sensu! To wielkie życiowe wyzwanie i tylko dzięki temu mam poczucie, że żyję.

P.S. Dzisiaj rozmarzyłam się z koleżanką o wakacjach na Malediwach... i wiecie co? Chyba zacznę odkładać pieniądze na swoją jedyną w życiu podróż do "raju" :)