Tak się złożyło, że mam nieplanowany wcześniej urlop. Całe 5 dni!
Tak się złożyło, że w tym czasie eMek intensywnie pracuje i nie ma go w domu całe 5 dni!
Zatem! Ja i mój syn jesteśmy całkowicie sami :)
Perspektywa takiego długiego weekendu mnie przerażała. Zwykle każdego wieczora, po powrocie z pracy, przeżywamy kryzys. Ja jestem zmęczona i głodna. Chcę coś zjeść, usiąść na chwile, odpocząć. A mój syn stęskniony, do tego stopnia, że samotne wyjście do toalety jest niemożliwe. Marudzenie, krzyki, piski, tupanie nogą, ciągłe łażenie przy nodze, doprowadza mnie do szału - po prostu nie mam siły na spełnianie wszystkich jego zachcianek. Najgorsze jest to, że pół godziny, godzina nie wystarczą. Trzeba się zajmować cały czas. A tutaj wizja pozostania z dzieckiem sam na sam, bez pomocy. Matko! Przecież nie będę miała kiedy obiadu zrobić! Kiedy ja się wykąpie!?
Nooo ale zaczął się urlop i już pierwszego dnia byłam w szoku! Chyba jeszcze nigdy tak dobrze nie dogadywałam się ze swoim dzieckiem! Nie było żadnego marudzenia, problemów z zasypianiem. Posiłki wszystkie zjedzone, bez plam i sprzątania kuchni. Szok!
Drugiego dnia postanowiłam posprzątać mieszkanie i znów zostałam mile zaskoczona. Dziecko albo mi pomagało (poprzez naśladowanie tego co robię) albo zajęło się swoimi sprawami. W życiu by mi się to nie udało po powrocie z pracy.
Dziś mija trzeci dzień i jestem prze szczęśliwa!! Dlaczego tak nie jest, gdy wracam z pracy :(:(
"... bo mama powinna być w domu, a nie w pracy."