"Jestem z Ciebie dumna"

"Jestem z Ciebie dumna, jesteś taka dzielna" - powiedziała moja mama.
Czy moje życie rzeczywiście wygląda tak jakby wiecznie musiała zmagać się z trudnościami? Jestem tak zaaferowana byciem żoną, matką i pracownicą korporacji, że nie dostrzegam kolejnych poprzeczek w swoim życiu. Po prostu przeskakuje i biegnę dalej.

Patrząc na siebie z zewnątrz dostrzegłam swoją Wielkość. Też jestem z siebie dumna, a co! :)
Spokój, nostalgia i wszelkie uroki wczesnego macierzyństwa wygasły gdy wróciłam do pracy.
Nie mieliśmy opiekunki, ani zaklepanego miejsca w żłobku. Mąż ugadał się z szefem, że przez dwa miesiące będzie chodził na nocną zmianę, bo nie mamy z kim dziecka zostawić. Z jednej strony chcieliśmy też trochę zaoszczędzić, bo trudno nam było zgodzić się na kolejną stałą opłatę w wysokości 1000 zł/mc.
Pierwszego dnia, z synkiem została moja mama. Nie na długo, bo około 10 dostałam informację, że mój tato miał zawał. Zrozpaczona wyleciałam z firmy. Mało kto zauważył mój powrót to i moje wyjście było niezauważalne. Przedpołudnie spędzałam w pracy, popołudnia w szpitalu, wieczory z mega stęsknionym synkiem. Płakał,  marudził i ciągle chciał cycka. W nocy nie dał w ogóle pospać. Cały nasz rytm dnia i nocy legł w gruzach!
Tato się wykaraskał, ale w pracy było i wciąż jest do kitu. Wszystko się zmieniło, szef, dyrektor, pracownicy. Jest drętwo, nudno, a i praca słaba. Już nie czuję tej pasji, zapału i chęci.
2 miesiące mąż chodził na nocki. Jak wracałam z pracy, on się kładł spać. On wychodził do pracy, ja kładłam się spać. Rozmawialiśmy tylko przez telefon albo pisaliśmy sobie kartki pozostawione w kuchni na blacie. Ciężki okres... po 7 tygodniach przeżyliśmy załamanie, tuż przed świętami. Wszystko wydawało się być bez sensu, aż w końcu pojawiła się ONA - Nasza Opiekunka! Cudowna, Ciepła, Uśmiechnięta, Opiekuńcza, Pomocna Kobieta, którą mogę tylko wychwalać. Spadła Nam z Nieba! I to dosłownie! Wraz z jej pojawieniem się, większość naszych trudów przepadła gdzieś w otchłani :)
A teraz mąż jest w szpitalu, a ja zostałam z małym sama w domu. Na domiar złego mam tyle pracy, że jak tylko mały przyśnie siadam przed kompem i pracuje. Wieczorem już nic nie zrobię, bo moje dziecko ma potrzebę ciągłego przytulania się.
W lany poniedziałek wyprawiam roczek i właściwie wszystko zwaliło mi się na głowę. Nie wiem jeszcze jak to ogarnę i czy obędzie się bez zarwanych nocy, ale czuję że i tak dam sobie z tym wszystkim rade. Szkoda tylko, że znowu wszystko dzieje się w takim chaosie i pośpiechu.

Nie jest łatwo. W pracy od rana do wieczora. Staram się spędzać z dzieckiem jak najwięcej czasu, ale jak sobie policzę ten wspólny czas, to dziennie wychodzi jakieś 3godziny. W weekend nadrabiam tygodniowe zaległości i często dziecko jest taką kulą u nogi. Ale gdy już wszystko ogarnę, to uda się nam pobyć razem 5-6godzin. To ciągle za mało. Mam ogromny niedosyt i coraz to większy żal do siebie, że nie potrafię nic zrobić by mój syn miał mnie na zawołanie. Ma niespełna rok, a już musi doświadczać tęsknoty, smutku, samotności... i niedosytu.

P.S. Mąż mi kupił ogródek działkowy! Spełniło się moje marzenie! Tylko, że teraz powątpiewam czy podołam temu wszystkiemu. Działka jest wymagająca, a ja przecież mam coraz mniej czasu.