Mija dziesiąty miesiąc odkąd rozpoczęłam karmienie piersią. Zakładałam, że przejdziemy na butle do końca roku 2012. Ale mój syn stanowczo uniemożliwia mi realizację tegoż planu. Po wypiciu sporek porcji mleka modyfikowanego tuż po kąpieli, pada jak zabity i śpi... uwaga! 2 godziny! Biorę go na ręce przytulam, ale ten zachłannie wkłada swoje małe rączki pod bluzkę mamy i stęka, kwiczy, popłakuje... po kilku minutach wpada w histerię i póki nie zassie sutka mamy, i mleko nie wypłynie, nie ucichnie. Ciągnie się to od dobrych dwóch tygodni.
Zrozpaczona, codziennie wydzwaniam do mamy i żalę się, oczekując współczucia, pocieszenia...
Jestem przemęczona fizycznie i psychicznie.
Dzisiaj w pracy, podczas przerwy na kawę, spotkałam się z doświadczoną mamą dwójki dzieci. Rozmowa z nią podniosła mnie na duchu. Trochę się pośmiałyśmy z naszych dzieciaczków :) Radzi mi kontynuować karmienie piersią. Ona karmiła do 2 roku życia jej syna...
hm... jakoś mi lepiej. Odzyskałam siły. Po powrocie do domu, cały wieczór bawiłam się z synkiem. Pierś będę mu dawać kiedy tylko będzie chciał. Jednak mleka mam coraz mniej, zatem niewykluczone, że będziemy dokarmiać mm.
Przyjdzie taka chwila, kiedy to zasnę wieczorem a obudzę się dopiero o świcie :)
Etykiety: karmienie piersią, mama w pracy