Bez pomocy dziadkow...

Jestem Ja, jest mój Mąż, jest Syn...
Mieszkamy w mieście i ... jesteśmy samotni.
Najbliższa rodzina mieszka w mieście oddalonym o 25km. Moi rodzice pracują. Teście są na emeryturze.
I o zgrozo, możemy liczyć tylko na siebie...
Dopiero teraz to zauważyłam. Dopiero w chwili gdy wróciłam do pracy z urlopu macierzyńskiego, nasza sytuacja przeistoczyła się w beznadzieje...
Niby od zawsze byłam samodzielna, dawałam sobie radę ze wszystkim sama, nie prosiłam o pomoc, byłam z siebie dumna... ale mając dziecko, nie można unosić się dumą, nie można rozdwajać się, roztrajać...  i po bezsennych nocach dzielnie walczyć z trudami macierzyństwa.. eM dużo mi pomaga, ale i jemu zaczęło udzielać się zmęczenie i bezsens życia.
Mogę liczyć tylko na moją mamę, która z zapałem wypisuje urlop wypoczynkowy i biegnie do swego wnuka, bym ja mogła w niecałe 8h nadrobić wszystkie zaległości (urzędy, lekarze, badania, zakupy). Jednak tato zachorował i już na pomoc mamy tak bardzo nie liczę, a raczej nie zamierzam się narzucać...

Jest ciężko. Jeśli ktoś z Was oczekuje teraz dziecka i myśli, że bez dziadków da sobie doskonale radę... to może się rozczarować. Ja byłam taką optymistką dopóki nie musiałam wrócić do firmy.
Wszyscy podziwiali mnie za odwagę i pewność siebie w pierwszych tygodniach i miesiącach życia mojego syna. Wyjść z podziwu nie mogli, że młoda matka tak dobrze radzi sobie z pierwszym potomkiem.
A ja mówię - Jak się nie ma nic innego do roboty, jak tylko opieka nad niemowlakiem to jaka w tym trudność?

Trzeba się zorganizować - radzą dobrzy ludzie. Tak, tak, wiem...
wstaje przed wschodem słońca; karmie syna piersią; szykuje się do pracy; lecę jak głupia na dworzec i kilkanaście minut wypatruje pociągu, który po raz wtóry nie wyrobił się w czasie; po bliżej nieokreślonym czasie wysiadam z pociągu i gnam jak szalona do firmy, a i tak zasiadam przy biurku najszybciej o 9:30; "odpoczywam" bite 7godzin i z powrotem gnam na dworzec, by za 2godziny przekroczyć próg domu i powitać stęsknionego syna, który lada moment zapadnie w sen nocny. Tak wygląda dzień roboczy. A w weekend nadrabiam zaległości z tygodnia, czyli pranie, prasowanie, sprzątanie, gotowanie na przyszły tydzień, basen z synkiem (jedyna atrakcja) i obowiązkowe niedzielne odwiedziny u rodziny.

Staram się nie wracać pamięcią do przeszłości... do pieszych wędrówek, kilkudniowych wypadów w góry, czy na spływ kajakowy, całodniowych wycieczek rowerowych, sobotnich imprez, potańcówek, zajęć fitness po pracy i innych. Teraz nie mam możliwości, teraz mam dziecko...

Wiem, że długo tak nie damy sobie rady. Szukamy zatem opiekunki, osoby która mogłaby nam pomóc, bo na rodzinę liczyć nie mogę.

Pozdrawiam, ...

P.S. A jak syn podrośnie, to będzie z mamą i tatą podróżował :)
Wierzę, że dotychczasowy trud się opłaci ...

Etykiety: ,