W drugim miesiącu życia twarz mojego syna pokryły miliony krostek... zaczęło się na czole, a potem było tego wszędzie! Oczywiście za radą pediatry A, pediatry B i pediatry C (wciąż nie mamy swojego lekarza... każdy jeden nas zawodzi) nic z tym nie robiliśmy, bo "trądzik niemowlęcy przechodzi sam". ALE u nas nie przechodziło... był moment gdy na czole pomału znikały kropeczki, ale kilka dni później pojawiły się ponownie i to ze zdwojoną siłą! Już zaczęłam podejrzewać alergię ... przeszłam na dietę NIC (piłam wodę, ziółka i skubałam suchy chlebek, suchary).Po trzech dniach nie było zmian.. a ja czułam się fatalnie!
Wzięłam sprawy w swoje ręce i codziennie rano i wieczorem myłam buźkę syna przegotowaną wodą, a następnie kremowałam Ziajką. Po dwóch dniach nie było śladu po trądziku! A w sumie trądzik towarzyszył nam do 4 miesiąca...
Niektóre mamy przemywają twarz dziecka solą fizjologiczną (u nas wysuszało) bądź lekkim roztworem nadmanganianu potasu, stosują emolienty bądź za radą specjalistów nie robią nic.
Zapraszam do podzielenia się swoimi doświadczeniami ;)
Etykiety: zdrowie