Naszło mnie dziś na ciążowe wspomnienia. Właściwie wszystko przez wczorajszą chcicę na ryby... sardynki, szprot .. a na obiad łosoś! No i dzisiaj otwieram puszkę sardynek i łezka mi się w oku zakręciła - ostatni raz robiłam to, gdy w mym brzuszku radośnie fikał mały człowieczek :)
Ryby pojawiły się w mojej diecie pod koniec ciąży, około 8 miesiąca.
Na początku królowały na mym talerzu
frytki! Oczywiście spożywałam je w możliwie najzdrowszej formie, czyli:
obierałam ziemniaczki, kroiłam w paseczki, obtaczałam w białku jajka i wykładałam na blachę, po czym piekłam w piekarniku :) POLECAM ! :)
Jak nie frytki, to prażynki...eh zjadłam ich całe mnóstwo. Za każdym razem plułam sobie w twarz, bo są przecież potwornie niezdrowe, a ja byłam przecież w ciąży.
SÓL musiała być wszędzie :D hehe
A na widok warzyw mnie mdliło ;| najgorszej działała na mnie marchewka!
W połowie drugiego trymestru, wszystko jakby wróciło do normy i jadłam wszystko w normalnych ilościach. Pod koniec 6 miesiąca pojawiła się zachcianka na jabłka :) Szczególnie wieczorami lubiłam sobie przegryźć duże, soczyste jabłuszko :) Co dziennie wracając z zakupów niosłam siate jabłek :)
W trzecim trymestrze oprócz ryb, pojawiła się czekolada! O soli zapomniałam kompletnie, nie dodawałam jej nawet do zupy, bo robiło mi się jakoś niedobrze :) Za to dzień bez słodyczy był dniem straconym!
A jeśli chodzi o wagę, to w pierwszym trymestrze przytyłam równe 3kg, w drugim ok. 1,5kg/m-c, a w trzecim przybierałam już 2kg/m-c :)
W sumie wyszło niecałe 15kg :)
Także pomimo lekkiego obżarstwa nie było tak źle :) A chłopczyk urodził się w 100% zdrowy! :)
Etykiety: ciąża