Samotna podroz z dzieckiem

Nieuniknione - samotna podróż samochodem z synem. Tylko ja i on. Ja za kierownicą, a on samotnie na tylniej kanapie w ciasnym foteliku samochodowym. Przerażające? Ależ skąd! Tylko trochę... bo
a) mój syn nie zasypia w samochodzie, a gdy mu się nudzi bądź poczuje zmęczenie, zaczyna płakać!
b) gdy już zacznie płakać, nie mam możliwości uspokojenia go. Jedyne wyjście do postój na poboczu i .. no właśnie - czy oby na pewno uda się go uspokoić?
c) trudno się skupić na jeździe mając za sobą dziecko, którego nie widzimy. I ciągle zastanawiamy się "co on teraz tam robi?!"

Moje pierwsze, samotne podróże samochodem z synem to wyjazdy do lekarza. 5-10min jazdy. Pikuś. Był malusi, niekiedy płakał, niekiedy spał. Jakoś niespecjalnie zwracałam na to uwagę, bo wiedziałam że za chwilę go wyciągnę i wezmę na ręce.

Najtrudniejszy był wyjazd, który miał trwać godzinę.
Droga zatłoczona, trzeba mieć oczy dookoła głowy, a amatorów szybkiej jazdy nigdy nie brakuję, szczególnie w sezonie letnim...
Mały przechodził kolejny skok rozwojowy i był wyjątkowo marudny. Denerwował go każdy nieznany dźwięk, a uwięzienie w foteliku sprawiało, że dostawał szału!
Jedyne co mogłam zrobić to porozmawiać z synem i uwierzyć, że mnie zrozumie!
Efekt był taki, że przez całą drogę głużył, piszczał, pokrzykiwał. a po 20min nastała cisza... gdy wysiadaliśmy z samochodu, Jaśko spał w najlepsze :) :)

Każde kolejne wycieczki samochodem były tylko przyjemnością. Owszem, za każdym razem czuję pewien niepokój, ale przecież można się dogadać :D