Wybor
pediatry
Już będąc w
ciąży, poszukuj informacji o pediatrach przyjmujących w okolicy Twojego
zamieszkania. WYBIERZ właściwego!
Ale jak tego
dokonać?! My mieszkamy w małej miejscowości, gdzie służba zdrowia podupada.
Jest kilka przychodni NFZ, ale żadna z nich nie zasługuje na dobre słowo.
Zapisaliśmy nasze dziecko do przychodni, gdzie sami uczęszczamy. A że rzadko
chorujemy, to nasza wiedza ograniczała się do nazwisk lekarzy. Synek został
przypisany do pediatry, który pracuje w przychodni najdłużej. Znalezienie
jakiejkolwiek informacji o tym człowieku graniczyło z cudem. Podpytałam
sąsiadki i ta twierdziła, że wszyscy do niego chodzą. Efekt? Trzydniowe
kolejki! Dziecko w niedziele łapie infekcje, w poniedziałek z samego rana
dzwonisz do przychodni, a oni Ci mówią „środa” ! W desperacji prosisz o
zarejstrowanie do kogokolwiek! W efekcie trafiasz do lekarza rodzinnego z 2
letnim stażem. Osłucha, spojrzy w gardelko, przepisze lekarstwo, długo
wyszukiwane w książce z lista leków. Szczerze? Sama lepiej bym wyleczyła
dziecko niż osoba z „ odpowiednim wykształceniem”.
Na
szczepienie chodzi się do byle kogo, bo lekarz do którego moje dziecko zostało
zapisane, nie przyjmuje w przychodni dzieci zdrowych!
Jest tak
słabo z kasą, że połączyli przychodnie dziecka chorego z przychodnią dla
dorosłych. W poczekalni (długi wąski korytarz) siedzą niemowlęta, dzieci
przedszkolne i szkolne, młodzież, dorośli i ludzie starsi. Grypa, angina,
zapalenie oskrzeli, choroby skóry i cała inna gama zakażeń bakteryjnych i wirusowych.
Strach się bać!
Synek
wyglądał blado, szybko się męczyl, przesypiał większośc dnia, a w nocy płakał i
najchętniej cycał by całą noc cycka. Poszłam z nim do prywatnego laboratorium
zrobić morfologię.. i tak się zaczęło... Nie trzeba skończyć studiów medycznych
by odczytać wyniki badań – ANEMIA. Zarejestrowałam się do prywatnej przychodni,
w której przyjmuje najlepszy lekarz w okolicy (źródło znanylekrz.pl)
Doktor kazała przyjść jeszcze tego samego dnia o 21 ! Była przerażona, nie musiała patrzeć na wyniki by stwierdzić, że synek ma skrajną anemię. Decyzja o wysłaniu nas do szpitala była już prawie podjęta, ale ostatecznie dała nam 3 tygodnie: żelazo, zmiana diety.
Wyniki na szczęście polepszyły się. Chcąc zaoszczędzić udałam się do lekarza przyjmującego na NFZ i opisałam mu całą sytuację. Dr po kilkuminutowym zapisywaniu notatek do karty dziecka, stwierdził, że jest OK i już żelaza nie trzeba brać.
W drodze do domu coś mi ciągle mówiło, że powinnam wypłacić kasę z bankomatu i udać się do przychodni prywatnej. Pani dr gdy mnie zobaczyła w poczekalni, od razu zapytała jak się synek czuje, czy widzę poprawę, bo ona widzi, ale to jeszcze nie to... ;| Byłam zdziwiona, że mnie pamięta! Masę ludzi do niej chodzi każdego dnia, a ja byłam tylko raz i to prawie miesiąc temu.
Spojrzała na wyniki i uśmiechnęła się, ale zaraz potem spoważniała i wytłumaczyła mi dlaczego pomimo wzrostu poziomu hemoglobiny, żelazo gwałtowanie spadło. Kazała dalej dawkować żelazo i za 28 dni zrobić ponowne badania, plus kał, krew utajona w kale, pasożyty - bo jak twierdzi, pomimo lekkiej poprawy, nie znamy przyczyny, a poziom żelaza wciąż jest niski i trzeba uzupełniać niedobory. Pomimo tego, że na korytarzu czekało jeszcze kilku pacjentów, a była godzina 20, nasza wizyta trwało 20min, mogłam o wszystko zapytać, a każda odpowiedź była wyczerpująca.
Nie rozumiem dlaczego lekarze w naszej publicznej przychodni podchodzą tak na luzie do leczenia swoich pacjentów :( Dobrze, że poszłam jeszcze prywatnie...
Etykiety: zdrowie