Niemowle pojechalo do dziadkow i sie rozchorowalo

eM zrobił mi prezent i wyjechał z dzieckiem na weekend do dziadków. Od 10 miesięcy nie byłam w domu sama!! Wyspałam się!! Nasłuchałam się głośnej muzyki !! Zrobiłam sobie przepyszne jedzonko !! ODPOCZĘŁAM i prawdziwie zatęskniłam za synkiem :)
Ale już pierwszej nocy, z niedzieli na poniedziałek przeżyłam koszmar. Nieustający płacz, jak wzięłam na ręce odbijało mu się (myślę: coś mu stanęło na żołądku, ale co?! Przecież wzięli ze sobą domowe jedzonko, sama robiłam, tak jak zawsze). Potem gazy, mega wzdęcie. Nad ranem cieszyłam się, że idę do pracy, bo byłam mocno zmęczona psychicznie i fizycznie. Szybko zapomniałam o wolnym weekendzie.
Synek cały dzień miał biegunkę! Niania była dzielna! Zużyła co prawda masę chusteczek, zabrudzili połowę ubranek, ale wyszli z opresji i obyło się bez mojej interwencji :)
eM wrócił z pracy i dostał ochrzan! Dowiedziałam się, że nakarmili dziecko(9 miesieczne niemowlę) smażonym kotletem schabowym, ziemniakami z sosem, surówkę z kapusty. Mały chętnie też zjadł jagodziankę. Dziadkowie stwierdzili, że jedzenie które ze sobą przywieźli jest mało treściwe i na pewno się wnuczek tym nie najadł.
Trzy doby przeżywaliśmy w domu horror! Biegunka nie ustępowała, pomimo karmienia kleikiem ryżowym. Synek nie chciał jeść, ani pić. W nocy nic nie spał, ciągły płacz.

A dziadkowie dumni, że wnuczek najedzony. Fakt, że mały się rozchorował nie specjalnie ich przejął ;[

Etykiety: